Dostęp do morza to strategiczna sprawa. Najpierw polityczna i gospodarcza, dopiero potem kulturowa i społeczna. Tak było przez wieki. O te czasem choćby skrawki lądu walczono, utrzymywano. Historia uczy o potęgach morskich i dobrobycie płynącym ze szlaków handlowych. Polska wydawała się przez wieki raczej na obrzeżach tych marzeń morskich. Dostęp był, nawet Bałtyk przez krótki czas był niemal wewnętrznym morzem królestwa za czasów Zygmunta I. Handlowano, ale nie tak jak w Hanzie. Bitwy i owszem, ale bardziej o dostęp niż na pełnym morzu. Nie było też pierwszoplanowych odkrywców dalekich lądów ani egzotycznych szlaków handlowych. Historia Polski z Bałtykiem jest zatem złożona, ale nie była raczej pierwszoplanowa. Może za wyjątkiem czasów II RP gdy budowano Gdynię, z całym założeniem nowoczesnego miasta portowego i postawieniem na gospodarkę morską.

Po II WŚ długość wybrzeża to niewiele mniej niż najdłuższa granica Polski (z Czechami). Ziemie Odzyskane, ponowne zaślubiny z morzem. Wielkie porty, stocznie, przemysł. I jeszcze raz stocznie – bo strajki, Porozumienia, Solidarność, a potem twarde warunki kapitalizmu. No i jeszcze wypoczynek zorganizowany, żyjący choćby we wspomnieniach niemal każdego dorosłego Polaka. Wczasy, kolonie, obozy, a zatem stołówki, budki z zapiekankami i lodami, pamiątki i kąpiele.

Czym dla Polaków dzisiaj jest Bałtyk? Oczywiście dla wielu ludzi to codzienność, mieszkańców nadmorskich miejscowości. Praca, której coraz mniej w sektorze morskim. Przyroda, która się kurczy wobec rozmaitych zagrożeń. Miejsce wypoczynku, zawsze zatłoczone, głośne, pełne parawanów. No i drogie i zimne, że lepiej polecieć do Hurgady.

W projekcie „Po drugiej stronie. Bałtyk” Barabasz Opałko przygląda się wybrzeżu, sprawdza stereotypowe hasła z rzeczywistością. Odkrywa w swoich zdjęciach wątki, o których się coś-tam-wie, ale nie do końca zna i rozumie. Wypływa zatem z rybakami i rozmawia, jak to jest z tą pracą, limitami dla połowów, sprzedażą i czy zjedzenie ryby (bałtyckiej!) w restauracji nad morzem to ciągle punkt obowiązkowy dla turysty. Bierze udział w wyprawie naukowej na oceanografie i dowiaduje się od specjalistów czy przyroda morska jest faktycznie zagrożona i jak się ją bada, jak funkcjonuje sama jednostka i czy profesja biologa morskiego ma przyszłość. Dociera w popularne miejsca w sezonie i poza nim, sprawdza tym samym kto i po co przyjeżdża. Odkrywa zapomniane perły architektury wypoczynkowej, „legendarne” ośrodki wczasów pracowniczych – jak się mają w nowej po-PRL’owskiej odsłonie, kto z nich korzysta i jaki mają standard. Takich mikrohistorii w zdjęciach Opałko jest dużo więcej. Odpowiedzi nie zawsze pokrywają się z przeczuciem, czasem stawiamy wraz z autorem kolejne pytania.

Projekt ma kilka rozdziałów, zgodnie z ilością państw z dostępem do Morza. Pomysł wziął się właśnie ze stereotypów, że oczywiście wiemy jak wygląda wybrzeże Bałtyku na Litwie czy w Niemczech (nie ma takiej ilości głośnych turystów, żadnych parawanów, itd), jak wygląda sprawa w Finlandii czy Szwecji (mnóstwo wysepek i mało ludzi, gburowatych, bo mają za mało słońca, itd). Pomysł wziął się z prostego pytania – jak jest naprawdę? Jak się budują nad morzem, jak pracują, czym się zajmują, jak korzystają z Bałtyku nasi zamorscy sąsiedzi. Żeby dobrze odpowiedzieć na pytanie o nich i tego co jest po drugiej stronie, dobrze mieć się do czego odnieść. Dobrze poznać nasze, żeby nie brnąć w dalsze nieporozumienia. Polski rozdział projektu w 2024 r został wsparty stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

– Joanna Kinowska